1 marca. Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Niezłomnych
Odebrano nam godność, odebrano nam wolność, odebrano nadzieję – Oni się z tym nie pogodzili. Dziś jest ich dzień.
W czasie II wojny światowej okupanci niemieccy nazywali polskie podziemie bandami lub grupami terrorystycznymi, celowo nie używając sformułowań, takich jak „ruch oporu” lub „organizacja konspiracyjna”. Banda kojarzyła się jednoznacznie negatywnie – z czymś bezprawnym, niehonorowym, a więc podstępnym, a przede wszystkim z niskimi pobudkami jej członków. Nazywanie partyzantów i konspiratorów bandytami miało skłonić niemieckich policjantów i żołnierzy do bezwzględnego postępowania zarówno wobec nich, jak i tych, którzy ich wspierali, niezależnie od tego, czy byli związani z Armią Krajową, Batalionami Chłopskimi, czy z podziemiem narodowym.
Po wkroczeniu do Polski Armii Czerwonej komuniści przejęli tę wygodną dla nich retorykę i starali się zrównać podziemie toczące bój o niepodległość z pospolitymi przestępcami i nazywając Żołnierzy Niezłomnych współpracownikami Niemców albo agenturą Anglosasów. „Bandyci” pozostali więc „bandytami”, tym razem określani tak na potrzeby przede wszystkim wewnętrznej propagandy, która w połączeniu z terrorem miała stopniowo odsunąć zmęczone wojną społeczeństwo od walczących.
Tymczasem cechą wspólną wojennej i powojennej konspiracji był jej cel: wolna i niepodległa Polska. Poszczególni żołnierze podziemia i działacze polityczni mieli oczywiście różne wizje tego, jak to państwo miało w szczegółach funkcjonować, ale niewątpliwie wszyscy wyobrażali je sobie jako kraj suwerenny, silny i niezależny. Okupacje niemiecka i sowiecka uzmysłowiły całemu społeczeństwu, jak może wyglądać kres zarówno państwa, jak i narodu. Z tym większą determinacją walczono z siłami wroga, zwalczano też tych obywateli polskich, którzy zdecydowali się na kolaborację. Ogromna ofiara, którą ponieśli Polacy, została jednak przekreślona przez decyzję wielkich mocarstw, na mocy której oderwano od Polski znaczną część jej terytorium, z takimi ośrodkami tradycji i kultury polskiej, jak Lwów i Wilno, zezwalając jednocześnie na instalowanie na pozostałych ziemiach władzy komunistycznej – obcej i niechcianej przez Polaków.
Polska wolna i niepodległa po II wojnie światowej przestała istnieć. Z tym nie chcieli i nie mogli się pogodzić polscy patrioci. Walczyli więc o nią dalej.
Kolejnymi, oprócz wolnej Polski, celami, które łączyły żołnierzy pierwszej i drugiej konspiracji, były samoobrona i ochrona ludności. Zarówno Niemcy, jak i Sowieci oraz miejscowi komuniści starali się niszczyć polskie elity i eliminować tych ludzi, którzy mogli być dla nich w przyszłości zagrożeniem. Właśnie w takich okolicznościach powstawały pierwsze oddziały zbrojne, złożone z ludzi obawiających się śmierci, więzienia czy obozu, niejako wypchniętych do lasu i zmuszonych do walki. Oni też decydowali się działać w obronie swoich bliskich, współpracowników, mieszkańców miejscowości, w których otrzymywali schronienie. Ochrona siebie i innych stawała się jedną z najważniejszych powinności żołnierzy podziemia niepodległościowego.
Na poziomie zarówno dowództw centralnych, terenowych, jak i oddziałów partyzanckich wszystko opierało się na dawnej konspiracji antyniemieckiej. Do tego stopnia, że szeregowi żołnierze konsekwentnie odwoływali się do nazwy AK.
Armia Krajowa została rozwiązana decyzją Komendanta Głównego gen. bryg. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka” 19 stycznia 1945 r., ale nikt z wyższych oficerów nie łudził się, że jest to koniec jej aktywności. Przede wszystkim już dużo wcześniej na wypadek nadejścia okupacji sowieckiej zostały przygotowane zręby organizacji „Niepodległość” – kadrowej struktury mającej stanowić trzon podziemia po ponownym wkroczeniu Armii Czerwonej na ziemie II RP. Ponadto rozwiązanie AK, mające m.in. w pewnym stopniu ochronić przed represjami jej żołnierzy, nie nastąpiło z dnia na dzień i komórki likwidującego się podziemnego wojska funkcjonowały w różnych konfiguracjach aż do lata 1945 r. Duża część z nich weszła automatycznie w skład Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj, powołanej do życia decyzją p.o. Naczelnego Wodza, gen. dyw. Władysława Andersa. Inne działały nadal pod nazwą AK lub nazwami podkreślającymi nowy etap walki – jak Armia Krajowa Obywateli czy Ruch Oporu Armii Krajowej.
Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”, powstałe we wrześniu 1945 r. choć działało pod hasłem ruchu oporu bez wojny i dywersji składało się ono z ludzi i częściowo struktur wywodzących się wprost z AK. Przedłużono tym niejako jej funkcjonowanie o kolejne lata, gdyż IV Zarząd Główny Zrzeszenia WiN rozbito dopiero pod koniec 1947 r.
Do konspiracji antykomunistycznej przeszli również ludzie z szeregów Narodowych Sił Zbrojnych i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, podporządkowanego podziemnemu Stronnictwu Narodowemu. Zjednoczenie powstało na przełomie 1944 i 1945 r., skupiając w swoich strukturach narodowców z oddziałów scalonych wcześniej z AK, którzy jednak pragnęli samodzielnie kontynuować walkę z komunistami – w ich ocenie nieuniknioną – w oparciu o ideologię i politykę SN. Podziemne sieci stworzone przez nich pod koniec okupacji niemieckiej okazały się trwalsze od struktur NSZ, działały też znacznie dłużej i sprawniej – także pod względem aktywności partyzanckiej.
Chyba najwyraźniej kontynuację podziemnej działalności po zakończeniu II wojny światowej widać na przykładzie niepodległościowej partyzantki. Stanowiła ona najbardziej widoczny przejaw aktywności antykomunistycznej Polaków, była też dla władz istotnym problemem ze względu na jej potencjał zbrojny i propagandowy.
Uderzano z zaskoczenia, rozbijano posterunki, likwidowano konfidentów i aktywistów komunistycznych, unikano zaś większych starć, w których nieregularne siły nie były w stanie stawić czoła oddziałom NKWD czy „ludowego” wojska. Ponadto często zmieniano kwatery i maszerowano nocą, a odpoczywano w ciągu dnia.
Pierwsze oddziały walczące z komunistami składały się z ludzi, którzy albo nie złożyli nigdy broni, albo też chwycili za nią ponownie po to, by na przykład odbić swoich kolegów z więzień czy aresztów. Niektórzy próbowali przeczekać w lesie lub w bezpiecznych kwaterach moment przejścia frontu, inni czynnie współdziałali z Armią Czerwoną w ostatnich walkach z Niemcami, jeszcze inni na rozkaz dowódców rozeszli się do domów ze świadomością tego, że mogą zostać ponownie powołani pod broń. Wszystkich niedługo później, w mniejszym lub większym stopniu, dotknęły represje, co zaowocowało decyzją o kontynuacji walki.
Do tradycji i modelu działania pierwszej konspiracji odwoływano się w całym kraju. Dbali też o to legendarni dowódcy z czasów wojny, którzy zdecydowali się kontynuować działalność – Hieronim Dekutowski „Zapora”, Marian Bernaciak „Orlik” czy Stanisław Sojczyński „Warszyc”. Nieprzypadkowo w pojałtańskiej Polsce z dawnych kresowych żołnierzy AK zostały odtworzone 5. i następnie 6. Wileńska Brygada AK oraz 3. Brygada Wileńska NZW. Nawet gdy do tych oddziałów wstępowali nowi ludzie – walczący w czasie wojny w innych strukturach podziemia lub ochotnicy niemający za sobą żadnej przeszłości konspiracyjnej – stawali się oni automatycznie częścią partyzanckiej braci, już zgranej i mającej w dorobku spory wkład w walkę o wolność. Wiedzieli też, że kontynuują wspólną misję zapoczątkowaną wiele lat wcześniej.
Charakterystyczne jest też to, że ludzie powojennego podziemia korzystali z tych samych kryjówek i schronień co w czasie okupacji. Leśne bazy, opuszczone i częściowo rozebrane po wojnie, znów tętniły partyzanckim życiem, a zaopatrzenie dla żołnierzy drugiej konspiracji wozili swoimi furmankami ci sami gospodarze. Osiedla, przysiółki, gajówki wykorzystywane w czasie wojny przez podziemie gościły partyzantów także na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Wsie uznawane przez Niemców za „bandyckie”, wielokrotnie pacyfikowane i rabowane, stawały się zapleczem dla działań niepodległościowych także później, co skrzętnie odnotowywał Urząd Bezpieczeństwa. Bez względu na zagrożenie utratą życia lub zniszczenia mienia, bardzo wielu dawnych współpracowników podziemia dalej je wspomagało. Szeregi tych zapomnianych, choć do końca wiernych ludzi stopniowo jednak topniały, a wiele tysięcy z nich wysłano do komunistycznych więzień. Zdarzało się, że trafiali do nich za te same „zbrodnie” dawni więźniowie niemieckich obozów koncentracyjnych.
Wspólnota celów, struktur, metod i ludzi, a do tego wojenny rodowód – to wszystko współtworzyło zbiorowość, którą nazwać możemy polskim powojennym podziemiem niepodległościowym. Podkreślany w tak wielu miejscach antykomunizm był tylko elementem tego zjawiska. Oczywiście, dostrzegano zagrożenia, które wiązały się z komunizmem, jak choćby jego rolę w rozbijaniu wspólnoty narodowej, tradycyjnego modelu społeczeństwa, antykatolicyzm, ale zasadniczo występowano nie tyle przeciwko systemowi, ile przeciw zniewoleniu Polski. Nie była to więc „wojna domowa” czy też „chłopska wojna upadłych żołnierzy”, jak to ujmowali krytycy działalności Żołnierzy Niezłomnych, lecz bój o suwerenny kraj.
Walka ta, choć przegrana, stała się symbolem i inspiracją dla kolejnych pokoleń. Jej znaczenie jest niepodważalne. Niewątpliwie spowolniła proces sowietyzacji kraju. Historycy spierać się mogą o rolę konkretnych dowódców, postępki żołnierzy, głoszone hasła czy pojedyncze akcje – nie zawsze rycerskie i honorowe. Powinni to jednak czynić w taki sam sposób, w jaki dyskutują o działalności Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej, nie dopuszczając nawet myśli o kwestionowaniu jej dorobku i negowaniu jej etosu.
Opracował: S. Bator na podstawie źródeł IPN, kwartalnika „Wyklęci”, wstępu do książki „Żołnierze wyklęci Joanny Wieliczki-Szarkowej